Mała Wenecja

Wenecja? – bardziej stwierdzają niż pytają znajomi, którym pokazuję kilka zdjęć z urlopu na jednej z najsłynniejszych lagun świata. Można się pomylić, prawda? – odpowiadam. Bo to nie jest Wenecja, choć do złudzenia ją miejscami przypomina.

Chioggia. „Mała Wenecja” – i na ten zwrot natknąć się można za każdym razem, gdy chce się coś przeczytać o tym mieście. Położone nad tą samą laguną co słynna sąsiadka dla wielu ma nad nią jedną, ale olbrzymią przewagę. Nie przestało być normalnym miasteczkiem, podczas gdy Wenecja – zdaniem wielu – wymiera a rodowitych mieszkańców zastępują rezydenci, bogaci turyści i czasami wręcz karykaturalna atmosfera turystycznego skansenu. I już mi się to zdanie nie podoba, bo cokolwiek by się z nią nie działo, Wenecja była, jest i pozostanie piękna i wyjątkowa. Choć – jak usłyszałem kiedyś dość trafną, osobistą recenzję – przypomina podstarzałą, niegdysiejszą gwiazdę kina, która mimo przyblakłego blasku pokazuje się w dostojnych sukniach nie z tej epoki a wysychające ślady dawnej urody zbyt obficie pudruje i pokrywa niedokładnym, łuszczącym się makijażem. Coś w tym jest. Ale dość o Wenecji. Miało być o jej sąsiadce znad laguny. Chioggia, choć w sezonie jest pełna turystów, nie zmieniła się dla nich w atrapę miasta. Nie wyludnia się. Tu wciąż toczy się normalne życie. Miejscowe restauracje i trattorie oferują jedzenie pyszne i tańsze. Wąskimi uliczkami skutery i samochody rozwożą codzienne sprawy i zajęcia. Nad głowami w dziesiątkach alejek i przy setkach okien suszy się pranie. A na przystaniach nie ustaje krzątanina przy statkach rybackich i kutrach. Bo Chioggia rybami i rybołówstwem stoi. Od pokoleń. I dziś, w tym 50-tysięcznym mieście bez mała 10 tysięcy pracuje właśnie w tej branży. Odliczając dzieci oraz seniorów można więc bez ryzyka stwierdzić, że nie ma tu praktycznie rodziny, która z rybołówstwem nie miałaby nic wspólnego. Co dnia, o świcie – poza wolnymi dla rybaków poniedziałkami – otwiera się gwarny i pełen najświeższych zdobyczy Mercato del Pesce – targ rybny. Miasto ma też swoją ponad 80-letnią tradycję – wakacyjny, tygodniowy festiwal ryb – Sagra del Pesce di Chioggia. Będąc więc jednym z najważniejszych włoskich ośrodków rybołówstwa nikt nie będzie zdziwiony, że owoce morza dominują w menu miejscowych lokali i że o świeżość i smak na talerzu można się na ogół nie martwić. To w końcu Włochy.

Chioggia ma dwa oblicza. Jest historyczna część na wyspie, poprzecinanej wodą niczym Wenecja, z imponującymi pałacami, urokliwymi arkadami i mostkami przerzuconymi ponad żyłami kanałów, z plątaniną wąziutkich przejść i alejek. I jest Sottomarina. Nowa dzielnica hoteli, campingów i przede wszystkim 5-kilometrowej plaży, od lat honorowanej Błękitną Flagą za wysoką jakość, bezpieczeństwo i czystość. Choć spore części tej plaży zostały zagarnięte i wygryzione przez prywatnych właścicieli i stały się płatne, to poza ogrodzonymi strefami leżaków i parasolek jest wystarczająco dużo miejsca na bezpłatne korzystanie z uroków wybrzeża. A bardzo łagodne i sięgające daleko od piasku dno morskie daje poczucie bezpieczeństwa nawet kiepskim pływakom oraz rodzinom z dziećmi. Sottomarina jest w sezonie gwarna, tłoczna, pełna wakacyjnie uruchomionych restauracyjek, ogrodów rozrywki, plażowych boisk, klubów i atrakcji. Jak to nadmorski kurort dobrze przygotowany i wyposażony do spełnienia swojej roli. Ale wystarczy pokonać pieszo, rowerem lub skuterem kilkaset metrów, by wrócić do historycznej części miasta. I nacieszyć się jej klimatyczną atmosferą. Wszystko otoczone setkami łodzi, jachtów, kutrów i stateczków.

Wieczorne spacery wzdłuż Canale Vena, Canale Lombardo czy Canale San Domenico są jakby łagodniejszą, intymniejszą i spokojniejszą wersją wędrówek przez wenecki Most Rialto czy Most Accademia i całą plątaninę weneckich alejek. Choć i tu, wieczorami, a jakże, robi się gwarnie. Kafejki, restauracje, pizzerie i trattorie wypełniają się gośćmi – czasami ustawionymi w kolejce, by dostać miejsce przy stoliku. I dzieje się tak zarówno w lokalach rozlokowanych wzdłuż kanałów i wciśniętych w szczeliny alejek, jak i na przestronnej centralnej arterii miasta – Corso del Popolo. To tu znajdziemy sklepy, bary, urzędy, kawiarnie, kościoły i butiki.

Mała Wenecja – Chioggia – zawsze była pod wpływem większej i silniejszej sąsiadki. Ale w odróżnieniu od niej – choć gościnna wobec turystów – nie podporządkowała się im. I mam wrażenie, że dobrze na tym wychodzi.

A po tej solidnej dawce włoskiego słońca dla odmiany przyda się odrobina brytyjskiej słoty. I czegoś rodzimego na muzyczną dokładkę.

Dodaj komentarz