Pamiętajcie o ogrodach

Kiedyś było ich kilkaset. Teraz zostało kilkadziesiąt. A dostępnych jest zaledwie kilkanaście. Niezwykłe chińskie ogrody w Suzhou uczą zapomnianej już sztuki. Sztuki zatrzymywania się w życiu i rozstrzygania, co naprawdę jest w nim ważne.

Suzhou jest umieszczane w pierwszej piątce chińskich miast – potentatów eksportowych. Jeśli przesuwasz palcem po dotykowym ekranie iphona to bardzo możliwe, że powstał właśnie w tym kilkumilionowym mieście. Dynamicznym, rosnącym, tłumnym. I właśnie w takim miejscu odnaleźć można wyjątkowe enklawy, w których wszystko, każdy kamień, strumień, kwiat, pawilon czy taras, skutecznie skłaniają do wyłączenia choć na chwilę wiru życia. Ogrody, z których słynie Suzhou przetrwały stulecia. Opierały się czasowi, modom, komunistycznym nakazom czy japońskim najeźdźcom. Dziś uznawane za skarby światowego dziedzictwa kulturowego – pod patronatem Unesco – odzyskały swój dawny blask i próbują przekonać do filozofii, która je stworzyła. Gdy Suzhou rozkwitało i jedwabnym boomem dawało okazję do kolosalnych zarobków i gromadzenia fortun ściągali tu nie tylko przedsiębiorcy. Swoim miejscem na ziemi czynili je także urzędnicy zmęczeni administracyjnym jazgotem, artyści szukający natchnienia, uznani malarze i poeci a także uczeni. Rezydencje, które tworzyli, bywały dla wielu swoistym manifestem. Stawały się odrębnym światem. Odmiennym stylem życia. Zmęczeni wewnętrznymi walkami o wpływy, administracyjnym zepsuciem oraz wszechobecną korupcją urzędnicy uciekali w świat taoistycznej metafizyki i buddyzmu. Wybierali bliskość natury. Muzykę, literaturę, sztukę. To był ich rodzaj buntu wobec władzy. Pokazanie jej, że nie będą podążać bezrefleksyjnie w wyznaczonym kierunku. Tak zrobił m.in. Wang Xiancheng, majętny, ale zmęczony polityką oficjel z XVI wieku, dla którego zaprojektowano największy w tej chwili w Suzhou Ogród Pokornego Zarządcy. Ponad 5 hektarów piękna i spokoju, które oglądam, gdy już kwitną lotosy i azalie. Oskarżany o oszustwa, bo skąd inaczej zdobyć środki na tak szykowną rezydencję, Wang nazwami wzniesionych w pobliżu dominującego tu jeziora konstrukcji dał do zrozumienia, wokół jakich wartości i jakich przyjemności teraz miało się toczyć jego życie. Pawilon Wsłuchiwania Się W Krople Deszczu. Most Fruwającej Tęczy. Pawilon Odległych Woni. Wieża Spoglądania Na Góry. Dom Słodko-Pachnącego Ryżu. Wieża Rozmyślań. Pawilon ‚Z Kim Powinienem Zasiadać’. Ogród ten jest umieszczany w czwórce najsłynniejszych w Chinach i stąd na liście atrakcji turystycznych najwyższa w tym kraju kategoria AAAAA. I największe tłumy, na co trzeba być bezwzględnie gotowym. A ściągają tu bez względu na porę roku, choć szczególnie w odbywającym się corocznie czasie Festiwalu Lotosu. Trudno tu więc obecnie znaleźć totalny spokój, jakiego pragnął założyciel, ale wciąż można się poczuć, jakby nagle świat zgiełkliwych ulic i rozpędzonych tłumów pozostał poza murami, skutecznie ujarzmiony.

Z największego i najokazalszego w Suzhou ogrodu wybrałem się dla odmiany do najmniejszego i jednego z najstarszych. Ogród Mistrza Sieci powstał na początku XII wieku i ma zaledwie pół hektara, ale jest uważany za najurokliwsze arcydzieło ogrodowej architektury. W pełni zasłużona kategoria AAAA. Choć powstał setki lat przed opisanym przed chwilą Ogrodem Pokornego Zarządcy to z bardzo podobnych przyczyn. Shi Zhengzhi także był majętnym przedstawicielem cesarskiego dworu zmęczonym życiem w politycznej rzeczywistości. Jego marzeniem było życie tak proste, jak obserwowanych nad brzegami licznych, pobliskich jezior, rybaków. Cenił je bardziej niż biurokraty. I stąd nazwa ogrodu, choć niektórzy wspominają też o legendzie, zgodnie z którą lokalny rybak uratował tonącego syna cesarskiego ministra, a ten w dowód wdzięczności upamiętnił bohatera czyniąc go patronem ogrodu. Kolejne poetyckie i obrazowe nazwy znów pozwalają rozstrzygnąć, w kierunku jakich wartości zwrócił się dostojnik. Pokój Muzyki. Biblioteka Pięciu Szczytów. Sala 10 000 Ksiąg. Pawilon Wschodzącego Księżyca, z okien którego można było podziwiać blask srebrnego globu odbijający się w jeziorze. Do tego labirynt ścieżek i alejek prowadzących do mniejszych i większych dziedzińców, korytarze kluczące wśród pawilonów i altan – to wszystko miało zachęcać do podziwiania tego mikroświata z różnych perspektyw. Geniusz tych ogrodowych projektów polega bowiem m.in. na tym, że nie wszystko widać od razu. Sprytnie pozasłaniane z jednej strony perełki posiadłości są doskonale widoczne z innych punktów karmiąc nieustającą ciekawość wrażeń i pozostawiając w gości w niedosycie. Atrakcją tego ogrodu są wieczorne koncerty chińskiej muzyki klasycznej i kameralna herbaciarnia.

Wśród zwiedzających współcześnie ogrody Chińczyków nie brak opinii, że przychodzą w te miejsca, by rozmyślać o życiu. O jego wartości. O znaczeniu najprostszych przyjemności. Simple life – słychać z ust niejednego. Dostrzegłem to także w trzecim, ostatnim ogrodzie, który odwiedziłem – The Couple’s Garden Retreat. Najmłodszy z nich wszystkich, niewielki, ale znów przepięknie zaaranżowany. Z myślą o parze prowadzącej proste życie i odnajdującej radości w prostych rzeczach.

Te ogrody to inne Chiny. Inne życie. Za ich murami poganiają się budowlane żurawie stawiające kolejne stalowe konstrukcje, w których kolejni pracownicy będą w pośpiechu wykorzystywać swoje szanse. By mieć, by zaistnieć, by osiągnąć, by udowodnić. Poza ogrodami świat nie ma czasu, by się zatrzymać, zapytać, zweryfikować, przemyśleć, wybrać. Poza ogrodami trzeba przeć naprzód. A tu kręte alejki na to nie pozwalają. Celowo są takie. I nie chodzi tylko o wierzenia, zgodnie z którymi poskręcane ścieżki i mostki powstrzymują złe duchy i siły. Chodzi o to, by się w życiu nie rozpędzić i nie zapędzić. By zwolnić. I zdołać się nacieszyć tym, co proste. Zanim będzie za późno.

Muzyczne podsumowanie – choć bez słów – z chińskim stemplem wzruszeń.

Dodaj komentarz