Możesz się bardzo starać. Ale nie wszystko zależy od Ciebie. A czasami złośliwość i przewrotność losu jest wprost proporcjonalna do podejmowanych wysiłków. Im bardziej Ci zależy, tym los donośniej rechocze. A gdy odpuszczasz, kapitulujesz lub godzisz się z sytuacją ta nagle się odmienia. Znasz to?
Category Archives: PAŃSTWA
Głaszcząc krokodyla
Leżały w słońcu nieruchomo. Wygrzewały się. Wyglądały jakby były w półśnie lub transie, albo jak makiety rozrzucone na brzegu stawu. Ale gdy tylko na ziemię spadł rzucony między nie patyk nagle, w okamgnieniu, ożyły wykonując błyskawiczny ruch w stronę źródła ruchu i dźwięku. Ciarki na plecach. A za chwilę mam głaskać jednego z nich.
Buła z makaronem
Nie pierwszy raz przekonałem się, że aby poczuć niebo w gębie warto zatrzymać się w miejscach, które na pierwszy rzut oka z niebem, także tym kulinarnym, nie mają zbyt wiele wspólnego. I że prostota jest najlepszym z przepisów. Czego gambijski street food jest jednym z wielu przykładów.
Targ rybny w Tanji
Wystarczy, że masz nóż. Albo taczkę. I rzecz jasna kluczowe wyposażenie: chęć do pracy. Stajesz się przedsiębiorcą. Masz zajęcie. Coś zarobisz. Bo tu, w gwarze i harmidrze, pod chmurą wirujących i pokrzykujących mew zarobić próbuje każdy.
Nigdy więcej
Nancy, numer 271, lat 5. Sophia, numer 261, lat 6. William, numer 268, lat 6. John, numer 268, lat 10. Mary, numer 272, lat 8. Wszyscy z Sierra Leone. Narzucone imiona, narzucony los, odebrane życie. To tylko jedna z dziesiątek, setek, tysięcy kart rejestrów milionów niewolników wywiezionych z zachodniej Afryki. Na niewielkiej wyspie, na niewielkim skrawku ziemi, w niewielkiej Gambii, latami rozgrywał się jeden z największych dramatów, jakie kiedykolwiek człowiek zgotował człowiekowi.
To samo – inaczej
O Lwowie już tu było. Ale to miasto, do którego wracam. I wracać będę. To miejsce, które za każdym razem pozwala mi odkryć w nim coś nowego. Poczuć się nieco inaczej. Doznać czegoś dotąd niezakosztowanego. Bo Lwów swój niezmienny z pozoru pejzaż nieustannie wzbogaca. Albo czekającymi na odkrycie latami albo zupełnie świeżymi akcentami. Naniesionymi przez mody, chwile i przypadki. I z nich utkany jest ten wpis. Dla oka.
Delta Mekongu
Technologia, inwestycje, rozbudowa – bez nich trudno wyobrazić sobie jakikolwiek rozwój. Ale na drodze pospiesznego przemarszu ku nowoczesności często niweczone i zatracane jest to, co przez lata definiowało urok i autentyzm tysięcy miejsc na całym świecie. Stając się magnesem miejsca te przyciągają nie tylko miliony turystów, ale też własną nieuchronną zgubę. Jedną z tych jeszcze pulsujących życiem „ofiar” jest pływający market Cai Rang w Delcie Mekongu.
Jak to jest grupowo
Nigdy nie robiłem jeszcze tego grupowo. Postanowiłem, że spróbuję w Wietnamie. Zaplanowałem to sobie. Odłożyłem pieniądze. Na miejscu okazało się, że możliwości jest mnóstwo. Ofert od groma. Ale większość podobna do siebie jak dwie krople wody. W sumie nic w tym dziwnego. Wybór padł na podstawie rekomendacji wystawionych mistrzyni ceremonii przez tych, którzy skorzystali z jej usług przede mną. I faktycznie, była niezła.
Romantyzm szyty na miarę
Piękne za dnia i piękne nocą. Z całego kraju przyciąga nowożeńców, którzy marzą o tym, by to tu złożyć swoje śluby i pozować do pamiątkowych zdjęć. Pełne miłośników trzymania się za ręce i tych, którzy próbują przypomnieć sobie, jak to jest. Karmi ciało nie tylko oferując pyszności powszechne lub osiągalne jedynie tu, ale i ubierając je u setek lokalnych krawców. Hoi An. Miasto ocalone.
15 godzin
Przesiadka, jaką zafundowała mi w drodze do Wietnamu linia Air China była nieznośnie długa. Wizja spędzenia w terminalu lotniska w Pekinie całego dnia, od świtu do wieczora, skłoniła mnie do poszukania sensownego rozwiązania. Znalazło się kilka godzin jazdy od chińskiej stolicy. Wielki Mur Chiński.