Pod mostem

Praga ma swój Most Karola. San Francisco Golden Gate. Warszawa Most Świętokrzyski. A Londyn Tower Bridge. Wyspa Neil też ma swój znak firmowy. Most, pod którym wody czasami nie ma wcale. Most, którego łuku i podpór nie nakreślił żaden inżynier. Ukryty na południowym wybrzeżu Natural Bridge.

Potrzebny będzie rower. W centrum wyspy bez trudu wynajmuję jednoślad „po przejściach”. Siodełko mimo usilnych prób ani drgnie. Trudno. Będę musiał pedałować nieco szerzej rozstawiając kolana, albo ubiję je o pokrytą rdzawym nalotem kierownicę z doczepionymi po jej obu stronach dźwigniami jedynego sprawnego hamulca. Płacę. 50 rupii za dobę (ok. 3 zł). Na końcu wskazanej przez mieszkańców drogi po kilku minutach jazdy okazja do przystanku. W sumie przymusowego, jak się za chwilę okazuje. W tym bezbłędnie wybranym miejscu, z którego w dalszą drogę można ruszyć już wyłącznie pieszo, swój niewielki stragan rozłożyła szczuplutka dziewczyna o wesołym spojrzeniu. Potężnymi, jak na jej drobną figurę, cięciami rozłupuje maczetą wierzchołek orzecha kokosowego, na który czekam przyklejając spocone plecy do oparcia plastikowego krzesła.

IMG_9333

Pozostawiam rower strącając szybko z głowy natarczywą, wyhodowaną na ugorze polskiej rzeczywistości myśl, czy aby – gdy wrócę – pojazd będzie tu na mnie czekał. Kompletnie nieuzasadniona tu obawa.

IMG_9344

Kilka minut spaceru po wąskiej ścieżce wijącej się między drzewami i ich korzeniami kończy się na plaży, która w pierwszej chwili rozczarowuje swoim wyglądem. Odpływ pozostawił piaszczystą obręcz wyspy z dala od wody rozrzucając wokół bałagan obnażonej, bezkształtnej, półżywej i niegościnnej rafy.

IMG_2803

Spoglądam na lewo i już go widzę. Natural Brigde stawia swoje potężne, skaliste stopy tak jak ja, na opuszczonym przez wodę dnie małej zatoki. Jak na każdym moście, i na tym tętni życie spuszczając z wierzchołka swoje liściaste ramiona. Słońce chwilami kryje się za chmurami okradając z pełni wrażeń – ale nie naruszając mojego podziwu. Gdzieś na krańcu świata, na zapomnianej wysepce, w skrytej zatoczce coś tak wyjątkowego i pięknego.

DSCN0848

Rower na nowo rozpoczął swój rytmiczny, metalicznie skrzypiący śpiew. Przez centrum wsi wybieram teraz najdłuższą na wyspie asfaltową drogę prowadzącą na wschodni skraj Neil, ozdobiony niebywałą plażą i kompletną ciszą. Zwisające z przydrożnych plantacji dorodne kiście dojrzewających bananów okazują się pokusą nie do odparcia.

IMG_9325

Po raz pierwszy w życiu zrywam banana, jakbym zrywał jabłko i cieszę się, jak dziecko tym pionierskim dla mnie, choć nie w pełni jeszcze smacznym posiłkiem. Mijam ostatnie domy i po chwili podróży pustkowiem docieram do plaży numer 5. Bo tu plaże są numerowane. Lub miewają swoje – zbyt trudne do wymówienia dla mnie – nazwy. Piątka jest kompletnie pusta. Niemal zawsze taka bywa. Na wyspie nie ma wielu turystów, a mało komu chce się poświęcać 20 minut jazdy rowerem, skoro blisko centrum plaże są na wyciągnięcie ręki. A warto. Wystarczy przejść plażą w lewo kilkaset metrów, by odkryć jej unikalne piękno.

DSCN0882

Z wybrzuszonych tu stromych klifów, nad którymi kołyszą się balansujące na krawędzi drzewa, ześlizgują się w stronę wody skalne jęzory o ciętych i ostrych rysach. Dzielą one plażę na naturalne sektory, wycinając z nich piaszczyste loże dające poczucie zupełnej prywatności i intymności. Na przedzielonych tymi skalnymi kotarami mini-plażach piach jest ciemnożółty dopełniając paletę z wodnym turkusem, skalną szarością i kołyszącą się nad wszystkim bujną zielenią. Nadmorska samotnia i prywatne kąpielisko – ozdobione naturalnymi kamiennymi rzeźbami rzuconymi w płytkie, przybrzeżne fale.

DSCN0884

 

W drodze powrotnej zatrzymuję rower przy niezauważonej wcześniej tablicy. Znaki zachęcają do zejścia z drogi na leżącą tuż za niewielkim, junglopodobnym gaikiem, plażę numer 3. Ścieżka przecina uśpioną jeszcze o tej porze restaurację Blue Sky i wyprowadza na piasek w miejscu, w którym natychmiast można zrozumieć, skąd wzięły się powszechne kiedyś w wielu polskich domach, olbrzymie fototapety wzbudzające westchnienia marzeń. Wyrastająca na skraju plaży majestatyczna palma kładzie się niemal ku wodzie służąc kapeluszem swoich liści niczym parasolem chroniącym od słońca.

DSCN0885

Hmmm… na moim zdjęciu nie wygląda to jak z kuszącej broszury touroperatora…

Czas oddać rower. Zanim docieram do centrum wyspy uświadamiam sobie, że popiskujący i trzeszczący jednoślad drażni nie tylko mnie. Nawet najbardziej rozleniwione upałem psy zrywają się na mój widok z zakurzonych podwórek i odprowadzają głośnym ujadaniem. Raczej niegroźne, wiecznie głodne, wynędzniałe, nie mają ochoty uganiać się za kimkolwiek bez szans na najmniejszy choćby ochłap.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s