Bogliasco

Przyjemnie jest czasem stawiając stopy w zupełnie nowym miejscu kompletnie nie wiedzieć, gdzie powinno się pojechać, który kierunek obrać i na której stacji wysiąść. Można wtedy zagadując przypadkowych przechodniów zebrać paletę możliwości i beztrosko wybrać z niej coś według dowolnego, nawet najbardziej naciąganego kryterium. Tym razem była to dźwięczna nazwa nadmorskiej, liguryjskiej miejscowości.

Po wyczerpującym spacerze krętymi, pofałdowanymi uliczkami Genui coraz poważniej zaczyna się myśleć o kąpieli. Niechętny zatłoczonym zazwyczaj miejskim plażom z zadowoleniem witam pomysł, by wyjechać stąd do jakiegokolwiek pobliskiego, acz znacznie intymniejszego miejsca. Plebiscyt wśród przechodniów rozstrzyga kwestię dość szybko. Bogliasco. Wybór pochwala sympatyczna pracownica informacji turystycznej w sercu Genui wyposażając mnie w odpowiednie mapy i informacje. Jeszcze tylko zakup biletu na podmiejski pociąg i po chwili Genua zostaje za plecami a z okien wagonu dostrzec można pierwsze nagrody za tę spontaniczną decyzję. Poszarpane, liguryjskie wybrzeże ozdobione jest pomysłowo upchanymi w zatoczkach i na klifach majestatycznymi willami i pałacykami. A za nimi bezkres morskiego błękitu. Krótka podróż kończy się po kilku stacjach. Schodząc z peronu znów pozwalam sobie na dowolność. Bez pytania o drogę odnajduję tę najlepszą. Prowadzi na niewielki skwer, dziś wyjątkowo gwarny i tłumny. Tego południa mieszkańcy miasteczka i okolicy zorganizowali mini targ, na którym pozwalają degustować swoje wyroby i wystawiają je na sprzedaż. Sery, wina, wypieki… stoisk, przy których można stracić głowę a zyskać kilogramy, jest wystarczająco wiele, by ulec pokusom. Ulegam przy rodzinnej wystawie domowej roboty pesto. Przyjazna rodzina producentów z pasją opowiada o poszczególnych odmianach. Zdradza kluczowe składniki, podpowiada najlepsze sposoby przygotowania dań i pieczołowicie instruuje niedoświadczonych kucharzy. I bez grama zniecierpliwienia pozwala kosztować. Z bólem serca redukuję pragnienia i w mojej torbie lądują dwa słoiczki.

DSCN1204

Lokalne targowisko kończy się przy skręcającej nad skalnym urwiskiem barierce, która prowadzi za mur narożnej kamienicy zbiegając łagodnie opadającą alejką ku poziomowi fal. Widok jest zniewalający. Potęga fal wyrzeźbiła tu pochylone nad morzem kościste ściany, poprzecinane niewielkimi, poukrywanymi w tym skalnym labiryncie, zatoczkami i kamienistymi plażami. Niektóre są tak drobne, że mieszczą zaledwie parę lub dwie amatorów słonecznych kąpieli. A na grzbietach klifów poukładane z artystycznym wysmakowaniem drzewa i elegancko prezentujące się rezydencje.

DSCN1218DSCN1220

Po stopniach wąskich i niezwykle stromych schodów udaje się w końcu dołączyć do niewielkiej grupki zrelaksowanych plażowiczów ukrytych przed zgiełkiem ulic. Nie jest łatwo znaleźć w takich kamienistych warunkach wygodne miejsce – ale brak porównywalnego z piaszczystym komfortu przestaje mieć po chwili jakiekolwiek znaczenie. Przyjemny szum fal wzmocniony amfiteatrem okalających tę mini-plażę skał wprowadza w stan niemal hipnotycznej rozkoszy. Gdy wychodzę z wody po relaksującej kąpieli z przyjemnością i zaskoczeniem zauważam, że na tylnej ścianie zatoczki doprowadzona jest bieżąca woda z prostym, acz w zupełności wystarczającym prysznicem. Pozbawiony solnej skorupki pozwalam słońcu działać. Nigdzie się nie spieszę.

DSCN1211

Krótka wspinaczka po schodach stromych niczym drabina kończy po jakimś czasie błogie, nadmorskie lenistwo. Znowu stawiam stopy na alejce, która doprowadziła mnie w to malownicze miejsce. Po paru minutach zza murów nadmorskich willi wyłania się główna plaża miasteczka. Rzut oka wystarczy mi, by przekonać się, że niczego na tej mniejszej i kameralnej nie straciłem. Ale jedynie z powodu liczby ludzi, bo urokowi tej najważniejszej w Bogliasco plaży także niewiele można zarzucić.

DSCN1221

Przypadkowo wybrany kierunek. Przypadkowa stacja. Przypadkowa alejka. I przypadkowa plaża. Takim przypadkom i niezaplanowanym wypadom w nieznane warto się dać ponieść – myślę sobie po wszystkim wracając kolejką podmiejską do Genui a potem pociągiem dalekobieżnym do Mediolanu. Przekładam ostrożnie słoiczki do podróżnej torby. Gdy po paru dniach wciągam już w domu aromat domowego pesto i zamykam w ustach pierwszy kęs na powrót czuję liguryjskie słońce i rodzinną pasję z Bogliasco.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s