Gdy coś, co było, bezpowrotnie znika…

Wciąż jest na mapie. Wciąż kurz na zapylonych drogach wzbijają stopy tych samych mieszkańców. Wciąż gości upalnie rozleniwiające i perliste od potu na czołach lata. Wciąż spływa otumaniającą słodyczą wina z tych samych pofałdowanych finezyjnie winnic. Wciąż rodzą te same figowce. A jednak Krym się zmienił. I już nigdy nie będzie taki sam.

Rok 2010. Wrzesień. Na Krymie pełnia lata uwolniona już nieco od nieznośnie skotłowanej, wakacyjnej armii turystów. Ale i tak wciąż pokaźne jej oddziały szturmują co dnia osłonięte niczym betonowymi umocnieniami żwirowe plaże Sudaku.

IMG_5204

Z pobliskich hoteli, pensjonatów i prywatnych kwater wszystkimi alejkami, pełnymi wysuszonego słońcem pyłu, ściągają wczasowicze mijając wylewające się zewsząd jarmarczne, papuziobarwne i kakofonicznie głośne stoiska prowokujące przeważnie tandetnymi okazjami do beztroskiego rozstania się z kilkoma banknotami. Strefa podobna do wielu innych, przyczepiona jak wodorosty do plaż w Łebie, Sudaku czy Alanyi – szerokość i długość geograficzna nie mają tu większego znaczenia.

IMG_5180

Upakowani turyści nieruchomieją na niezbyt szerokiej plaży rozciągniętej między łagodnymi falami Morza Czarnego a topornymi betonowymi nabrzeżami, którymi Sowieci „cywilizując i unowocześniejąc” krymskie wybrzeże zmuszali je do posłuszeństwa i uległości szpecąc je przy okazji nieodwracalnie.

DSCN1486DSCN1484

Między patchworkiem koców, leżaków i naoliwionych ciał zręcznie lawirują sprzedawcy gorącej kukurydzy, suszonych ryb, lepkich od słodyczy lodów i rozmaitego wakacyjnego badziewia głośno reklamując swoje towary i wnikliwie wyszukujący iskier zainteresowania w rozleniwionych zazwyczaj spojrzeniach lub rąk sięgających po ukryte pod stertami odzieży portfele. Z kamienistej plaży na jej centralnym odcinku wyrastają rdzewiejące kikuty solidnych podpór, na których niegdyś opierać się miał zapewne rozłożysty dach zapewniający oczekującym luksusu dygnitarzom i urzędnikom sowieckiej machiny godziwe warunki wypoczynku. Większość miejskich, turystycznych plaż na Krymie została w ten właśnie sposób napiętnowana bliznami po inżynierskich interwencjach. Ale wystarczy wydostać się z kurortów, by odszukać miejsca szczęśliwie nietknięte. Na rogatkach Sudaku zatrzymuje się przy mnie kierowca Moskwicza i podwozi na plażę oddaloną o kilka kilometrów od miasta. „To ‚dziękuje’ – kosztuje” – rymuje łamaną polszczyzną i bezwzględnym tonem, gdy podróż dobiega końca a pasażer wdzięczny za uprzejmość ośmielił się pomyśleć, że był to tylko bezinteresowny gest wobec turysty. Uiszczam drobną opłatę i po paru krokach stoję na krawędzi urwiska, z którego na pokaźną plażę prowadzą powyginane, drewniane schody. I to miejsce jest popularne, ale daleko mu do zgiełkliwości Sudaku i nie ma tu betonowego uścisku sowieckiej, nadmorskiej estetyki. Rzadziej odzywają się też głosy sprzedawców. A w nagrodę w oddali wychylają się kilka razy grzbiety delfinów wywołując szmer zachwytu wśród spostrzegawczych plażowiczów i piski rozentuzjazmowanych dzieci.

Powrót na kwaterę. To spory dom tatarskiej rodziny, której najwyraźniej zabrakło pieniędzy na wykończenie tej przedziwnej imitacji bliskowschodniego pałacyku.

IMG_5133

Jak tu trafiłem? Nie było sensu niczego rezerwować z góry, nie tym razem. Bo przy debiucie warto albo korzystać z pewnych rekomendacji albo przyjechać bez planu i wybrać zakwaterowanie na miejscu – by uniknąć rozczarowania i nerwów. Rekomendacji nie miałem, więc postawiłem na improwizację. Gospodarz poluje na klientów, gdy ledwie zdołają pewnie postawić obie stopy na dworcu autobusowym. Z marszrutki wysypują się przyjezdni a szturmujący ją od zewnątrz tłumek podobnych mu „hotelarzy” z wprawą i bezzwłocznie wychwytuje tych, którzy wyglądają na gwarancję potencjalnego zarobku przepuszczając „swoich” bezkarnie, ale szczelnie oblepiając każdego wyglądającego obco, zwłaszcza ozdobionego plecakiem lub podróżną torbą. Bitwa na głosy i fotografie – komu uda się pierwszemu wyrzucić z siebie swoją ofertę, zdjęcia czyjej kwatery jako pierwsze trafią w ręce zdrożonego przybysza, kto pierwszy skupi na sobie wzrok turysty i zdobędzie jego zaciekawienie poparte pytaniami o cenę. Spokojnie i starając się zachować pozorne znudzenie i brak rozgorączkowania, rozprawiam się z tymi, których propozycje – lub wygląd – przekreślam. Kto kogo wybrał? Ja Tatara, czy Tatar mnie – po wstępnych, satysfakcjonujących ustaleniach dumny triumfator wyprowadza mnie z tłumu przegranych i wypatrujących już kolejnych potencjalnych celów i prowadzi do zmęczonego, starego samochodu pozostawionego tuż za dworcowym budynkiem. Kilka minut w rozgrzanej nieznośnie kabinie i parkujemy na zapylonej drodze kilkaset metrów od plaży, wśród gąszczu podobnych domów ozdobionych tabliczkami przyzywającymi niezdecydowanych gości. Oględziny, negocjacje, badawcze spojrzenia i można już zająć pokój. Tatarska rodzina, jak większość dorabiających z turystyki, poza pokojami oferuje też domową kuchnię : standardowe śniadania oraz tradycyjne, tatarskie obiady, które można rano najzwyczajniej zamówić wedle własnego upodobania i gustu. Przyjemna atmosfera, niekrępujący gospodarze, skromne pokoje. Spacer w stronę plaży, licznymi uliczkami i pylistymi alejkami, przekuje mnie, że przy ponownej wizycie w takiej okolicy warto przed dokonaniem wyboru lokalowego przejść się w sąsiedztwie, wypytać, pooglądać, ponegocjować i poszerzyć swój wachlarz możliwości optymalizując końcowy sukces. Wybór bowiem jest duży a jakość kwater, ich stan i cena, w szerokiej palecie.

Wieczór. Plaża pustoszeje, ale betonowe nabrzeże i sąsiednie alejki wciąż żyją mrowiem snujących się tu i tam spacerowiczów. Po zmroku przewagę mają te stoiska i atrakcje, które połyskują jaskrawszymi kolorami i rytmiczniejszą muzyką.

DSCN1479DSCN1483

Poszukuję ukrytego kompletnie na uboczu stoiska rodziny posiadającej winnicę i handlującej własnymi wyrobami. Degustacja kilku odmian, fachowe opowieści i wyjaśnienia, aż w plastikowej butelce po wodzie mineralnej migocze w końcu wybrany trunek domykający swoim smakiem krymski, wakacyjny dzień.

IMG_5130

Rok 2014. Jesień. na Krymie nie płaci się już hrywnami. Wrócił rubel i przylgną do rozbrzmiewającego tu od dawna, w przewadze, języka rosyjskiego. Krym wyrywany z rąk do rąk na oczach świata i historii znowu zmienił właściciela. Zmienił się i chyba taki jak dawniej już nigdy nie będzie. Cieszę się, że zaznałem go zanim to się stało, zanim życie rozpisało scenariusz wydarzeń, których cierpkiego smaku nie wypłuczą nawet łapczywie wychylane lampki krymskiego wina.

Dodaj komentarz